Zawitali kominiarze i ... ZONK!
W związku z tym, że Bob ciagle mi coś wymyśla, że kasa, że czas, że coś tam, postanowiłam ja coś wymyslić. Zaproponowałam mu kominiarzy, i że ja za odbiór zapłacę. Przyszli i ... za głowę się złapali! Swoją drogą, dobrze, że tak wyszło, bo gdyby Bob próbował coś na lewo załatwić to okazałoby się, że żyję na bombie zegarowej!
Do poprawki:
- tzw czapka na kominie... cokolwiek to jest. Nie mam jej w ogóle!
- obudowa wlotu wkładu kominowego od strony salonu, czyli tam gdzie maja iść spaliny z kominka. Wlot powinien być otulony welną mineralną i absolutnie nie powinien być obudowany na sztywno bo wklad rozpreża się od temperatury i jeśli jest na sztywno to może popękać (taka jestem mądra teraz!). Niestety jest na "półsztywno" czyli za mało wełny, za dużo zaprawy
- brak kratki wentylacyjnej w łazience (znaczy szyb wentylacyjny jest ale dziury w regipsie jeszcze nie ma)
- brak kratki wlotowej w garażu
Trza więc to wszystko poprawić bo inaczej odbioru nie będzie! Bob ma przyjechać w weekend i to wszystko zrobić.
A z innych rzeczy - zostało porawione mocowanie drzwi wejściowych. Kotwy były źle obsadzone i jeśli się drzwi za mocno otworzyło (a otwieraja się na zewnątrz) to wyginała się futryna, a w następstwie tego kruszyła się zaprawa wokół futryny. Niby juz jest dobrze ale tak czy siak musze pomyślec o jakimś wysokim odbojniku albo ograniczniku yakim jak sa w drzwiach na klatkach schodowych w blokach.
Komentarze