Pozytyw.
Skoro wczoraj się odgrażałam, to się niniejszym wywiązuję!
Otóż...
...mam pierwszą umowę na meeeeeedia....hurrrrraaaaa!!!! Zgromadziłam stosowną kupkę niezbędnej makulatury i zawiozłam swe szanowne 4 litery do gazowni na Tamę Pomorzańską w Szczecinie. Tam, o dziwo, ludzie pomocni, przemili, przeprowadzili jak dzieciaka za łapkę przez wszystkie procedury, no i po niedzieli gazowe fachenmany będą mi wieszać licznik i włanczać...TFU!...włączać gassssss!
Gorzej wyszło z prądem i wodą, ale to jeszcze w zeszłym tygodniu.
Do podłączenia licznika prądu (takiego domowego) potrzebne jest zawiadomienie o zakończeniu budowy, czyli własciwie pozwolenie na użytkowanie. Więc korzystam z budowlanego, należącego do Boba!
Do tego by leciała w kranach woda potrzebne jest przekazanie kawałka prywatnego rurociągu do gminy, czego Bob oczywiście nie zrobił....wrrrrr!!!!
A co się zmieniło od ostatniego razu?
W garażu zawisł grzejnik i woda jest przeprowadzona podłogą do kotłowni. To też jeden z kwiatków z cyklu a'la Bob. Głowne ujęcie wody wyprowadził w garażu, gdzie w projekcie jak wół stoi, że ma być w kotłowni (jakby logiczne, co nie?). I też padło pytanie "dlaczego", a po nim odpowiedź "bo tak". ...i gadaj z chłopem!
Ładną mam torebkę?
W kotłowni pojawia się coraz więcej rurek (ciekawe jak mi to potem wykafelkują?)
j
Kibelek na dole.
No tu panowie hydraulikowie dali du...py! Wysokość umieszczenia grzejnika ni w pięć ni w osiem! Co im do łba strzeliło, nie wiem. Będę grzecznie musiała zwrócić uwagę.
A tu źródło ciepełka w naszej sypialni: