Już gdzie indziej,,, ale jeszcze nie na swoim
Jeśli można przeżyć najgorszą przeprowadzkę w życiu to to właśnie mi się przydarzyło. Nie chce mi się rozpisywać, bo do tej pory, choć minął już tydzień, krew mnie zalewa. Po krótce - odebranie całkowite miało nastąpić w piątek, 14-go. Pańcia prosiła mnie tylko czy może wpaść z meblami w czwartek - powiedziałam oki. Nastąpił czwartek, godz, 16, a na chatę załadowały się dwie ekipy z meblami, po czym jakieś 10 osób pomagaczy. Wjechały walizy, kartony, pakunki, wory itp, będące dobytkiem czterej panienek, które mają zamieszkać w moim byłym mieszkaniu. Pomagacze, z czego 6 to chłopaki a z 5 to ich dziewoje zrobili swoje i zamiast się zmyć rozsiedli się i chyba czekali na parapetówę. A w tym wszystkim ja z mamą i słaniającą się na nogach córką, próbujące zebrać ostatnie resztki swoich rzeczy. Do tego chyba w związku z mrozem padły mi oba teleskopy w klapie bagażnika, więc nie było możliwości by jedna osoba wsadziła tam cokolwiek bo potrzeba było drugiej do trzymania klapy.
Koszmar, mówię Wam i tyle!
Olać i zapomnieć! Może mi szybciej przejdzie.
Piątek zalatany, bo praca, bo sprawy na mieście i jeszcze załatwienie lekarza bo dodzwonić się do przychodni nie sposób.
Sobota, 7.45 rano, ja stoję w kurtce, z torebką na ramieniu, czekam na taksę, bo musze jechać do szkoły na dość ważne kolokwium. Córka wychodzi z pokoju do toalety i... mdleje mi na rękach. Więc zostałam na miejscu, natomiast jeden z moich dysków w kręgosłupie niekoniecznie. Złapanie w locie 50-ciu kilo i zawleczenie na tapczan robi swoje.
Pół godziny po tym jak mi dziecko otrzeźwiało dzwoni Securitate – alarm się włączył w domu, trzeba odwołać bo to robotnicy cos popieprzyli z kodem. Dzwonię więc na bazę a głos w telefonie mówi mi „hasło?” A moja umowa z hasłami w którymś z … 50-ciu kartonów ułożonych pod sufit! Ja pitolę! Musiałam się nieźle nagimnastykować by głos, po weryfikacji nieomalże numeru mojego buta i rozmiaru stanika uwierzył, że ja to ja i w końcu odwołał patrol. Bo przecież fizycznie nie jestem w stanie nawet dojść do kibla a co dopiero do samochodu osiem pięter niżej by dojechać na budowę.
No! Dwa „opokany” i mogę się wyprostować, a nawet jako tako chodzić!
Cały weekend przesiedziałyśmy w domu, bez netu, bez telewizji, Dobrze, że teściowa jakieś papu przywiozła, bo chińskie zupki już nam uszami wyłaziły, a ja nie miałam nawet czasu normalnego obiadu zrobić.
Wczoraj rano udało mi się uruchomić net (mobilny router z Tmobile), a od dzisiejszego popołudnia mamy TV (naszą starą „n”-kę, zabraną ze starego mieszkania!
Więc żyjemy!
…jakoś