Pierwszy ZONK... i to podwójny!
Jakiś czas temu odwiedziłam firmę od odkurzaczy centralnych. Pokazałam projekt, zrobiono mi wstępny kosztorys i powiedziano, że najpierw fachowcy muszą obejrzeć miejsce montażu, poplanować dokladnie, oznaczyć miejsca gniazd itp., a potem umówimy się już na konkretny termin montażu. Przedwczoraj więc pojechałam do tej firmy w celu umówienia terminu oglądania. A tam mi powiedziano, że po co jeździć dwa razy, że fachowcy przyjadą, zlustrują teren i od razu zrobią instalację. Dodam, ze na poczatek robię tylko instalacje rurową, a końcówki gniazd i jednostke centralną dokupię jak Bozia da... pieniądze, czyli w bliżej nieokreślonej przyszłości. Trochę byłam zdziwiona, że tak od razu, ale skoro chcą to co ja się będę sprzeciwiać. Pech chciał, że akurat na budowie nie było dzisiaj nikogo więc musiałam podjąć panów "Odurzaczów" osobiście. Przyjechali, obejrzeli i zaczeli komentować: a że tu wylewki bedzie za mało, a że ten chudziak to ktoś grabiami równał, a że tu prądu nie ma i oni nie mają jak robić i gdyby wiedzieli to by wzięli agregat, a że w garażu dużo rzeczy, a oni powinni mieć wszystko przygotowane. Myślę sobie - i co? I wyszło na moje! gdyby najpierw przyjechali na lustrację to by wiedzieli na jakie problemy moga sie natknąć. A tak - oni sami sobie winni, a ja mam w plecy przynajmniej półtora tygodnia. A mieli mi hydraulicy wejść w przyszłym tygodniu i motować ogrzewanie podłogowe, bo wiedzieli, że będzie już instalacja od odkurzacza gotowa. (Dla niezorientowanych dodam, że kolejności tych prac nie można zmienić - najpier rurki od odkurzacza, potem od ogrzewania). Pany sie zawinęli i pojechali.
A odkurzacz ma byc taki sliszny, hamerykandzki!
A że ja byłam jeszcze umowiona na 10.30 z panem od wykończeń (gresy, regipsy, łazienki i takie tam), też na obejrzenie chaty w celu przygotowania wstepnego kosztorysu, to sobie usiadłam w samochodzie i postanowilam godzinkę poczekać. Po mniej więcej pięciu minutach mi się znudziło, więc chwyciłam za telefon bo chciałam powiadomic pana, że może przyjechać wcześniej. Jeden telefon - nic. Drugi - nic. ...Siedemnasty...NIC! I tak przez równe dwie godziny w odstepach kilkuminutowych. Nastała godzina 10.30, potem 11, potem 11.30 ...i echo. Wkurzyłam się i pojechałam do domu. Zadzwonił o 12.30, że miał telefon wyciszony, bo był na pogrzebie. Nosz kurde mol! Ja jestem w stanie wiele rzeczy zrozumieć, ale pogrzeb to nie jest impreza, którą planuje się z dnia na dzień, a my umawialiśmy się przedwczoraj!!! Zapomnial? A ja mam caly dzień spierniczony bo wiedząc, że będę pół dnia na budowie poprzekładałam sobie różne służbowe terminy. Bo kasę, wiecie, w głównej mierze się wydaje, ale czasem też trzeba ja pozarabiać.
No i co? Mam panu podziękować za współpracę, zanim do niej doszło? Gość z polecenia, podobno dobry w swoim fachu.
Wrrrrrrrrr!